Ostatnia tura zapisów na legendarne koszulki Pyrusy - klik

sobota, 20 grudnia 2008

Feyenoord Rotterdam - Lech Poznań 17.12.2008



Nie ma co ukrywać, że - los w pucharach był w tym roku raczej dla nas łaskaw i tym razem się nie zawiedliśmy, przede wszystkim wyjazdem do Holandii. Pięć minut po losowaniu najczęstszym słowem, które padało w rozmowach telefonicznych wśród miłośników holenderskich rozrywek było „Amsterdam”:)



Powstawały pierwsze plany na dłuższe i krótsze pobyty w Holandii, ustalono sposób dystrybucji biletów dla kibiców Lecha i zgód, a nasz awans miał rozstrzygnąć się właśnie na meczu w Rotterdamie. Miejscowi kopacze grali piach w lidze, nasi coraz lepiej sobie radzili, więc szansa na zwycięstwo była dość duża. A kiedy jest sukces na arenie międzynarodowej pojawiają się wynalazki. Nie chcemy ludzi, którzy dzisiaj pojadą na nasz mecz, 2 miesiące temu śmigali za Wisłą po Europie, a dwa lata temu odkładali w tym okresie siano na Turniej Czterech Skoczni.

Oczywiście takie przestępstwo jak rozprowadzanie wejściówek wśród zaufanych i sprawdzonych osób nie mogło ujść płazem i całą sprawę nagłośniła, słynna z dość swobodnego przedstawiania faktów, Gazeta Wyborcza. Wieść gminna niesie, że ataki bardzo powiązane są z promocją kibicowskiego stylu by iti. Nawet jakiś pachołek Waltera otwarcie podłączył się do krytyki naszych stosunków z klubem. W efekcie przedstawiciel naszego zarządu murem stanął za nami, a nasze stowarzyszenie odpowiedziało na wszystkie ataki faktami. Zainteresowanych po szczegóły zapraszam na nasze forum.

Nadszedł wreszcie dzień wyjazdu. Większość ruszyła autami w nocy lub wieczorem dzień wcześniej, część spała w Holandii już przed meczem. Wszyscy zbieramy się na parkingu przy centrum wystawowym. Do wymiany voucherów było jeszcze trochę czasu, więc kręcimy się trochę po okolicznym centrum handlowym i wbijamy na halę. Tam wymiana biletów i w przeciwieństwie do Wiślaków możemy do pewnego momentu swobodnie wchodzić i wychodzić. Później mieliśmy czekać grzecznie w środku na wypuszczenie do autokarów, co miejscowym szło dość opornie, więc postanowiliśmy przywrócić swobodę wchodzenia i wychodzenia:) Sam transport rozwiązany raczej mało sprawnie, ale jakoś wszyscy dotarliśmy pod stadion. Staraliśmy się zebrać ekipę nakręcającą doping do jednego sektora, a prowadzący podzielili się strefami wpływów. Efekt bardzo zadowalający, czasem ogłuszający.

Nas ostatecznie 3000 w tym po 100 Arki i Cracovii oraz delegacje Zagłębia i KSZO, dzięki za wsparcie! Było także trochę osób „klubu” (WZPN itd.) na sektorze z Holendrami na piętrze, ciężko ich jednak liczyć, ponieważ nie przeszliby naszej selekcji. Tym bardziej nie liczymy polonusów na sektorach miejscowych. Jeden z nich wyłapał od miejscowych po bramce dla nas. Ruszyli na niego w proporcji kilkudziesięciu na jednego – widać nabuzowali się nas. Tym bardziej dziwne, że na mieście był taki spokój. Z naszej strony brak oprawy i atrybutów wspomagających doping oczywiście z powodu miejscowych zakazów. Jako bęben musiała posłużyć pleksi:)

Miejscowi byli, ale ciężko coś więcej o nich powiedzieć. Doping słaby z młyna naprzeciwko. Bliżej mieliśmy casualów, ale oni zapisali się w pamięci rzuceniem petardy i wrzucaniem ww. polonusa do fosy. Jedziemy z dopingiem, czekamy na drugą bramką i dostajemy info z meczu Deportivo-Nancy, gdzie gospodarze strzelili bramkę, czyli awansujemy. Zostało jeszcze kilka minut gry, ale rezultaty bez zmian i gramy dalej! Świętujemy z piłkarzami i zawijamy się do aut i autokarów.

Część wraca do Polski, dla wielu z nas wyjazd potrwa jeszcze kilka dni. Słowami tego nie opiszę, było po prostu genialnie. Czas na Włochy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz