Podobnie jak przed rokiem, drugie
święto wielkanocne spędziliśmy na wyjazdowym szlaku. W 2012 roku stawiliśmy się
na sektorze w Kielcach, tym razem padło na kierunek przeciwny – dawno nie
odwiedzany przez nas Szczecin. Kalendarz tak się ułożył, że wyjazd przypadał w
lany poniedziałek, a także w prima aprilis. Poza tym, termin meczu jeszcze
kilka tygodni wcześniej zwiastował przyjemną wiosenną aurę, jednak
przedłużająca się zima rozwiała te marzenia i na kolejny wyjazd tej „wiosny”
jechaliśmy w zimowych warunkach.
Z wykorzystaniem 1000 biletów nie
mieliśmy najmniejszych problemów, ostatecznie na miejscu stawiło się nas trochę
więcej. Wszyscy weszli na sektor bez większych problemów i mimo, że wpuszczanie
trwało 2 godziny to niemal w komplecie znaleźliśmy się na sektorze w okolicach
pierwszego gwizdka. Mimo obaw o ewentualne problemy i przesadną skrupulatność
miejscowych służb przy wchodzeniu na mecz, to w porównaniu na przykład do
ostatniego wyjazdu do Chorzowa, w Szczecinie nie było źle. Miejscowa policja i
ochrona była, co prawda nadgorliwa, ale nie miało to wpływu na nasze sprawne
wejście.
Na płotach zawisło sporo flag,
zarówno wyjazdowych jak i wszystkich grup, FC oraz sekcji obecnych na meczu. Na
około 40 minut przed jego rozpoczęciem rozgrzaliśmy gardła wymieniając kilka
uwag z powoli wchodzącymi na stadion miejscowymi. Podczas meczu jeszcze wielokrotnie
wdawaliśmy się w polemikę z gospodarzami. Poza tym dopingowaliśmy jak na
warunki oraz akustykę sektora na porównywalnym poziomie, co w Chorzowie. Słabo
wypadli za to paprykarze, którzy cały mecz coś śpiewali, jednak z naszej
perspektywy słychać było głównie chaotyczne zrywy i szum. Czasem wydawało się
jakby trybuna na prostej śpiewała swoje, a młyn swoje. Należy jednak wspomnieć
o oprawie zaprezentowanej przez Pogoń w drugiej połowie. Zaprezentowali oni
sektorówkę z Florianem Krygierem, ichniejszą legendą oraz kolejne sektorówki
przedstawiające postaci: wikinga, sPortowca i młodego kibica. Całość miał
scalać transparent o treści „My zginiemy – Pogoń nigdy”. Z perspektywy naszego
sektora czytelny był jednak tylko transparent i pierwsza z wymienionych sektorówek. Reszta, dość mozolnie rozwijana
była zupełnym nieporozumieniem i niewielu było w stanie dostrzec w tym chaosie
jakąkolwiek logiczną całość. Spory plus należy się za to miejscowym za
odpalenie do tej prezentacji kilkudziesięciu rac, wtedy też gospodarze
dopingowali najgłośniej w przekroju całego meczu.
Mecz był kilkukrotnie przerywany
z powodu wyrzucenia przez paprykarzy serpentyn oraz bombardowaniu boiska śnieżkami
– głównym celem byli nasi piłkarze. My z kolei przetarcie w rzucaniu na śnieżki
mieliśmy już w Chorzowie, więc w Szczecinie postanowiliśmy sprawdzić swoje
umiejętności celując w ochroniarzy. Szczególnie dostało się im, gdy prowadzili i
szarpali kibica Pogoni. Wraz z całym stadionem skandujemy również stosowny w
tej sytuacji okrzyk. Poza tym, jeśli chodzi o nasz doping, głośno wyszło „Każdy
z nas to wie”, „W grodzie Przemysława” i wyjazdowe „Za Lechem”. Przebłyski
mieliśmy również w śpiewaniu „hitu z Lubina” jednak nie towarzyszyła tej
przyśpiewce taka zabawa jak na wyjeździe, na którym zaśpiewaliśmy ją po raz
pierwszy. Wracając do ochroniarzy, to poza tym, że wszyscy świetnie sprawowali
się w roli żywych tarcz, dwóch z nich dostarczyło nam dodatkowej zabawy z racji
podobieństwa do znanego polityka lewicy i gwiazdy muzyki rozrywkowej. Ten drugi
dał nam z resztą inspirację do okazjonalnej przyśpiewki.
Po meczu chwilę śpiewamy z
piłkarzami, którzy znów na wyjeździe zdobyli komplet punktów i po niezbyt
długim oczekiwaniu na wyjście z sektora udajemy się prosto na pociąg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz