Losowaniu
naszego pierwszego pucharowego przeciwnika jak zwykle towarzyszyły niemałe
emocje. Były obawy, że jak już przywykliśmy, pierwszy wyjazd Lech zaliczy w
jakieś egzotyczne kierunki jak Azerbejdżan czy Kazachstan. Nic wiec dziwnego,
że jak Łysy z UEFA wylosował nam zespół Honka Espoo, z miejscowości ościennej
stolicy Finlandii, pierwsze reakcje były bardzo pozytywne. Początkowy entuzjazm
delikatnie zmąciły koszta wydawałoby się niedalekiego wyjazdu (do Tallina z
Poznania ok. 1300 km, dalej prom), które głównie podbijała przeprawa promowa.
Kibicowsko na tym etapie rozgrywek nikt chyba specjalnie rewelacji się nie
spodziewał, toteż nikomu nieznana Honka nie mogła powodować wzrostu ciśnienia.
Do Helsinek przeróżnymi formami transportu dotarło ostatecznie 290 osób. Jeden
organizowany przez Stowarzyszenie autokar oraz reszta na własną rękę. Dominował
transport kołowy + prom, część osób wybrała także kombinowane połączenia
lotnicze. Do Helsinek przez cały ranek i południe docierały promami kolejne
grupy. Standardowo czas do meczu spędzano w knajpach oraz na zwiedzaniu tego
niespecjalnie urokliwego miasta.
O umówionej porze cały wyjazdowy skład zebrał
się pod dworcem w centrum miasta, skąd ruszyliśmy kolejką podmiejską do Vantaa
– gdzie na miejscowym ISS Stadion, mecze w LE rozgrywa Honka Espoo. Podróż
krótka i darmowa, więc szybko lądujemy na totalnym zadupiu i udajemy się na
dwu-trybunowy stadion. W drodze z dworca zaczął padać całkiem konkretny deszcz,
stąd też, gdy już dotarliśmy pod sektor znacznie przyspieszyliśmy wejście i
ułatwiliśmy pracę ochroniarkom wbijając bez kontroli na zadaszoną trybunę.
Kamizelki specjalnie się nie postawiły, jakiś płotek/barierka również
szybciutko odpuściły napór niebiesko-białej fali :)
Na
sektorze wieszamy flagi: Fanatycy, Terrormachine, Poznań, Arka Gdynia oraz
brytyjkę Kszo. Doping rwany, wesoła atmosfera, druga połowa była zdecydowanie
lepsza wokalnie. Przyśpiewka „fanatyczny doping…” na dwie strony, przy asyście
dachu, będzie chyba najlepiej zapamiętaną z tego meczu. Kilkukrotnie
pozdrawiamy również polskich milicjantów, którzy oczywiście towarzyszą nam w
okolicach sektora.
Miejscowi
pojawili się z jedną flagą i niespełna 50cio osobowym młynkiem. Raz na jakiś
czas się odezwali, dużo śmiechu mieliśmy z ich języka i śpiewu czegoś, co
brzmiało dokładnie jak „Honka, Barcelonka, lala…”:) W dodatku jedyną flagę,
którą mieli w przerwie zostawiają na płocie, a prawie cały młyn gdzieś sobie
poszedł (!).
Piłkarze
mimo momentami kiepskiej gry, wygrywają pewnie 3:1. Po meczu podchodzą
podziękować za doping, jednak nie było nam dane z nimi pośpiewać, gdyż za
sektorem miejscowe psy usiłują zawinąć jedną osobę od nas, z czego wywiązuje
się małe avanti. Po paru minutach, sporej ilości gazu i szybkich negocjacjach,
iż bez kolegi nie jedziemy, puścili nas do autokarów mających odwieźć nas do
portu na prom. Tam też zawieźli zawiniętego kolegę i puścili z mandatem.
Zdecydowana większość wyjazdowiczów płynęła ostatnim dziennym promem do
Tallina. Finowie pewnie nie zdawali sobie sprawy jak szybko ok. 200 osobowa
grupa może pokonać bramki wejściowe :)
Na
promie zabawa, śpiewy, toteż dwugodzinna podróż minęła bardzo szybko. Do
Poznania niektóre grupy wracały aż do sobotniego wieczora, by w niedzielę rano
ruszyć za Lechem do Chorzowa.
Podsumowując
– wyjazd z grupy piknikowych, ciekawszy turystycznie niż kibicowsko. Kolejna
runda, a w niej najpewniej pojedynek z Żalgirisem Wilno, zapowiada się
zdecydowanie ciekawiej.
PS.
Wbrew internetowym farmazonom do żadnych spotkań przy grillu na tym wyjeździe
nie dochodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz